Sprawa, z którą zgłosili się do kancelarii właściciele hodowli sznaucerów, przypomniała mi scenę z filmu Kogel-Mogel II. Pewnie pamiętasz, jak suczka Pusia należąca do babci Wolańskiej (w mistrzowskim wykonaniu Małgorzaty Lonartowicz) niepomna swych kynologicznych korzeni zaznajamia się bliżej z wiejskimi kundelkami.
Podobnie nieprzyjemnie skończyły się zaloty pewnego zakochanego boksera do Figusi – suczki naszych klientów. Rzecz miała miejsce podczas weekendowego spaceru nad Wisłą. Czempionka została dotkliwie poraniona przez nachalnego adoratora. Życie uratowała jej szybka interwencja właścicieli i pomoc weterynarza. Właściciele boksera zbagatelizowali sprawę. Ich pełnomocnik powołuje się na siłę wyższą (cyt.: „zew natury”).
Tymczasem straty szacowane są przez właścicieli Figi na kilka tysięcy złotych. Na kwotę tę składają się utracone zyski z miotu, do którego nie doszło z uwagi na stan zdrowia psa oraz koszty jego leczenia u weterynarza. Właściciele chcieli również domagać się zadośćuczynienia za skołatane nerwy.
Mimo tego, że ulubiony pupil traktowany jest często jak członek rodziny i bezsprzecznie ma uczucia, z punktu widzenia prawa jest osobą. Ustawa o ochronie zwierząt już w pierwszym artykule wskazuje, że zwierzę nie jest rzeczą. Nie zmienia to jednak faktu, że w praktyce zwierzę traktowane jest jako rzecz. Można je kupić, sprzedać, wynająć, czy żądać jego zwrotu. Stąd właściciele sznaucerki nie mogli wystąpić o zadośćuczynienie za stres w imieniu swojej ulubienicy.
Jeśli sprawy nie uda się zamknąć na drodze polubownej, proces ma szansę przejść do historii stołecznej palestry.
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }